Thursday, September 19, 2013

Ona.

"Srom" to najbrzydsze słowo świata. Możecie mnie przekonywać, że są gorsze, ale, wybaczcie, czy można bardziej obrzydzić tę piękną i tajemniczą część ciała?! Ostatnio przeczytałam artykuł na Vice "Va-jay-jay czyli jak nazwać swoją cipkę" i przyznam, że nadal nie wiem. I czuję się tym faktem zażenowana.

Nigdy nie zapomnę jednego z odcinów programu "Kamasutra" (nie wiem, czy to jeszcze leci? Ludzie w śpiochach ćwiczący kamasutrę...), gdy jeden z chłopców zapytany, jak mówi na genitalna partnerki odparł prosto z mostu: "pieróg". Najpierw wybuchnęliśmy z D. śmiechem... potem zaczęliśmy się zastanawiać, jak my mówimy na TO?

Okazało się, że nie mówimy... albo inaczej: mówimy, ale nie o sobie. Owszem mówimy o "cipkach" w telewizji/gazetach/gdziekolwiek, ale nie w łóżku. To słowo kojarzy mi się z czymś tanim, tandetnym i głupim (może dlatego, że prędzej używam tego słowa na nieogarniętych kierowców?). Z ust D. nigdy nie padło słowo pochwa (!), wagina (!) bo brzmią zbyt medycznie, a D. nie ma ochoty zmieniać się w sypialni w ginekologa.  Przy okazji dostał absolutny zakaz używania słowa "pipka"(nie wiem, skąd to wytrzasnał?). Z drugiej strony kiedyś powiedział "myszka", czym ja (było to na początku związku) pogardziłam uznając za zbyt infantylne. Teraz myślę, że ta "myszka" pośród "muszelek", "ciapciuszków" i "różyczek" brzmi naprawdę ładnie. 

Ostatnio nadrabiałam zaległości z różnymi koleżankami i zwróciłam uwagę, że wszystkie mówimy o TYM. "No wiecie, TAM..." - Czyli gdzie właściwie? Czy tak trudno to powiedzieć? O siusiakach, penisach i członkach możemy gadać,śmiać się i wymieniać refleksje i doświadczenia, ale o TYM mówi się wyjątkowo trudno. Może trzeba zatem wejść głębiej - nie pytać "jak mówimy", ale "jak myślimy"? No właśnie... 

Czy wokół cipek panuje zmowa milczenia? Jesteśmy zawstydzone między pochwą i cipką, waginą i myszką... Jedno brzmi głupio, drugie wulgarnie, trzecie medycznie - jednym słowem: słabo. I aż do teraz myślałam, że to źle, że nie umiem z własnym chłopakiem grać w otwarte karty i że to źle świadczy o mojej seksualności. Może jestem pruderyjna? Może na nic moje seksualne wyzwolenie, skoro nawet nie umiem prosto z mostu powiedzieć nic o moim ciele? Z drugiej strony pomyślałam, że może to dobrze, że musimy posiłkować się poezją i finezją mówiąc o TYM? Że jeśli chcemy sobie coś powiedzieć, musimy pokusić się o dwuznaczności, małe świństewka czy gry skojarzeniowe. Jest w tym coś fajnego...Miło mieć sferę tajemniczą, niepowtarzalną i... nienazwaną.

Sof.


* Jest jeszcze trzecia strona. Pisząc to wszystko uświadomiłam sobie, jak myślę, o własnej cipce. To ONA. I chyba tak właśnie o NIEJ myślę.  


                                                           Fot. Sergey Basovich



No comments:

Post a Comment